Jak możecie się domyślić - wpis inspirowany doświadczeniami mojej mamy - agentki ubezpieczeniowej :) Ostatnio zajmowała się konstruowaniem umów między szkołą a jej agencją. Zbliża się rok szkolny dużymi krokami, a z nim kwestia ubezpieczeń dzieci i nastolatków. Moja Olga jest jeszcze mała, ale zanim kiedyś ją ubezpieczę w szkole, na 100% przeczytam dokładnie umowę i porównam ją z innymi ofertami. Bo jak można kupić coś, czego się na oczy nie widziało?
Niestety rodzice tak robią. Płacą dla świętego spokoju ustaloną kwotę na spotkaniu rodziców i myślą, że ich dziecko jest już ubezpieczone od wszystkiego. Tymczasem nie wygląda tak ubezpieczenie dzieci w szkole - co obejmuje?
Jest to ubezpieczenie NNW, czyli następstw nieszczęśliwych wypadków. Powinno obejmować m.in.:
- urazy powstałe wskutek nieszczęśliwych wypadków,
- świadczenie z tytułu śmierci,
- odmrożenia, oparzenia, urazy narządów wewnętrznych (uwaga - ubezpieczenie o wąskim zakresie może tego nie obejmować!),
- udar mózgu i zawał (znowu przy wąskim zakresie te sytuacje nie podlegają ochronie).
Widzicie - krótka lista, a ile już wyłączeń odpowiedzialności, jeśli chodzi o podstawowe wersje. A taką jest ubezpieczenie dzieci w szkole...Dlatego nie rozumiem, jak rodzice mogą płacić za coś, czego nie znają warunków. Umowę można dostać na prośbę u wychowawczyni, dyrektora, w sekretariacie szkoły.
Oczywiście nie mówię, że każda taka polisa będzie do niczego. Może być równie dobrze wystarczająca. Dlatego trzeba dokładnie przeczytać umowę i porównać ją z ofertami dla osób prywatnych. W dobie internetu to naprawdę nic trudnego :P
Wady ubezpieczenia szkolnego? Niska suma ubezpieczenia i wąski zakres ochrony - dlatego trzeba znać wyłączenia, aby zobaczyć, czy wykupienie tej polisy rzeczywiście się tak opłaca, nawet jeśli kosztuje grosze. Nie sztuka zaoszczędzić na składce, a potem wydać na leczenie :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz