poniedziałek, 20 października 2014

Ubezpieczenie na wypadek śmierci rodziców

Post z serii "Kamila bawi się w agenta ubezpieczeniowego" :P Ale spodobało mi się takie pomaganie ludziom...nieprofesjonalne doradztwo. Można powiedzieć, że na zasadzie "nie wiem, ale się wypowiem", no ale trochę wiem na temat ubezpieczeń, zawsze mogę się mamy dopytać i podpowiedzieć komuś właściwie przy podstawowych sprawach. Tym bardziej, że <rumieni się> koleżanka z pracy pochwaliła mego bloga za rzeczowość :) Jest w drugim miesiącu ciąży, więc szpera sobie w sieci i mówi, że ma dość przesłodzonych blogasków oczekujących matek. Mój ponoć jest taki wyważony, stonowany, nieprzesadzony w żadną stronę.

piątek, 10 października 2014

Pytania dzieci :)

Wiecie, że wyjaśnianie czegoś dziecku może nie mieć końca, jeżeli jego ulubionym pytaniem jest: dlaczego? Cóż, podejrzewam, że wtedy odpowiedź "dlatego!" wcale nie będzie satysfakcjonowała kilkulatka :) Prosty trik? Zadać dziecku pytanie, dlaczego pyta i go wkręcić totalnie w taki łańcuszek. Samo zobaczy, jak można się zmęczyć. Chyba że mały szantażysta zastosuje metodę fontanny, czyli wybuch płaczu - i wtedy koniec radosnego dopytywania przez rodzica, który oberwie za wykorzystywanie dziecięcego sposobu.

Moja mama zawsze się śmiała, że nawet moje męczące dlaaaczeeeego było w porządku, bo przynajmniej w domu nie czekały ją najczęstsze pytania o ubezpieczenie posagowe :) Dla tych, którzy dopiero tutaj wpadli - moja mama jest agentką ubezpieczeniową. Po całym dniu pracy mogła z ulgą odpowiadać na to, skąd się bierze ziemniak i czym są gwiazdy. A przy okazji się doedukować :P

O ciekawym sposobie na rozmawianie z dzieckiem powiedziała mi znajoma. Ona brała kartki papieru i na jednej, lub na części, malowała główny przedmiot rozmowy. Załóżmy, niech to będzie ten nieszczęsny ziemniak. Potem rozrysowywała od niego strzałki do kolejnych pytań  - i tak docierała z dzieckiem do tematów na zasadzie takiego łańcuszka skojarzeń, mapy myśli, rysując obrazki z dzieckiem na tych kartkach. To się wydaje fajne, jeśli macie np. wieczorem chęci na taką zabawę - lepsze to, niż suche odpowiadanie na pytania i próby zgaszenia ciekawości :P

piątek, 3 października 2014

Kim jest mama na etacie?

Robotem wielofunkcyjnym. Przynieś, podaj, pozamiataj...Umyj dziecko, pobaw się z nim, ugotuj obiad, porozmawiaj przez telefon w sprawach służbowych, wyskocz jedną nogą na zakupy i zrób obiad na następny dzień. Zapomniałam o jakiejś funkcji? Może rozwinę niektóre z nich?

Pralką. Ten moment, kiedy wrzucasz ubranka dziecka do pralki, a 15 minut później dziecko ubrudziło tak koszulkę, że jeśli jest natychmiast nie przepierzesz ręcznie, będzie do niczego...

Placem zabaw. Albo animatorem publiczności - nawet jednoosobowej. Dziecko się może nudzić, a jej zadaniem jest zapewnienie mu rozrywki na najbliższy czas. Bo jak to tak - mama nie chce się bawić?

Naukowcem, który w oczach dziecka zasługuje na Nobla. Wystarczy, że mu wyjaśnisz, skąd się bierze ziemniak. Z jajkiem może być większy problem - no bo co było pierwsze, kura czy jajko? A może dinozaury?

Olbrzymem. Nawet jeśli ma metr pięćdziesiąt w kapeluszu, dla dziecka jest gigantem, który ma nieograniczone możliwości - może sięgnąć na tę półkę, na którą pociecha nie da rady się wspiąć.

Magikiem. Nikt nie robi lepszych potraw niż mama. I to chyba z niczego - dziecko się kładzie na dwie godzinki, a kiedy wstaje, czeka na niego pyszny obiad. Mama musiała go przed chwilą wyczarować, bo jest jeszcze ciepły. Pachnie czarami!