Wiecie, że wyjaśnianie czegoś dziecku może nie mieć końca, jeżeli jego ulubionym pytaniem jest: dlaczego? Cóż, podejrzewam, że wtedy odpowiedź "dlatego!" wcale nie będzie satysfakcjonowała kilkulatka :) Prosty trik? Zadać dziecku pytanie, dlaczego pyta i go wkręcić totalnie w taki łańcuszek. Samo zobaczy, jak można się zmęczyć. Chyba że mały szantażysta zastosuje metodę fontanny, czyli wybuch płaczu - i wtedy koniec radosnego dopytywania przez rodzica, który oberwie za wykorzystywanie dziecięcego sposobu.
Moja mama zawsze się śmiała, że nawet moje męczące dlaaaczeeeego było w porządku, bo przynajmniej w domu nie czekały ją najczęstsze pytania o ubezpieczenie posagowe :) Dla tych, którzy dopiero tutaj wpadli - moja mama jest agentką ubezpieczeniową. Po całym dniu pracy mogła z ulgą odpowiadać na to, skąd się bierze ziemniak i czym są gwiazdy. A przy okazji się doedukować :P
O ciekawym sposobie na rozmawianie z dzieckiem powiedziała mi znajoma. Ona brała kartki papieru i na jednej, lub na części, malowała główny przedmiot rozmowy. Załóżmy, niech to będzie ten nieszczęsny ziemniak. Potem rozrysowywała od niego strzałki do kolejnych pytań - i tak docierała z dzieckiem do tematów na zasadzie takiego łańcuszka skojarzeń, mapy myśli, rysując obrazki z dzieckiem na tych kartkach. To się wydaje fajne, jeśli macie np. wieczorem chęci na taką zabawę - lepsze to, niż suche odpowiadanie na pytania i próby zgaszenia ciekawości :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz